Live and let live

Miałam napisać o swoich planach, o tym co ostatnio mi się udało, o tym, że będę pisać ciekawostki z dziennika badacza… Ale dzisiaj mam poważniejszy powód, żeby dodać post. Jestem zła. Jest mi też trochę smutno, ale przede wszystkim po prostu się wkurzyłam.

Przedwczoraj minęło 13 lat od napadu na Sophie Lancaster, w wyniku którego zmarła 14 dni później, nigdy nie wybudzając się ze śpiączki (więcej na przykład tutaj). Sophie została brutalnie pobita razem ze swoim chłopakiem. Nie robili tego dnia totalnie nic, co mogłoby komuś przeszkadzać. Napadnięto ich tylko dlatego, że ktoś, kogo mijali na spacerze widział ich jako „innych”. Bo byli ubrani na czarno? Bo mieli „dziwne” fryzury? Bo zamiast uczyć się samoobrony preferowali czytanie literatury dziewiętnastowiecznej lub rysowanie? Brzmi absurdalnie, prawda?

Sophie umarła przez ludzką nienawiść. Przez to, że ktoś widział w niej „dziwaka”, że postrzegał ją jako „inną”. Dziewczyna stała się międzynarodowym symbolem walki z agresją, założono jej fundację. Napisano o niej niezliczoną ilość artykułów, nakręcono nawet film. Brzmi pięknie, wzruszająco, doniośle? Szkoda tylko, że nie zwróci dziewczynie życia.

Powodem mojego zdenerwowania nie jest jednak samo „odgrzanie” historii gotki sprzed wielu lat. Powodem mojego zdenerwowania jest obecna sytuacja w Polsce. Nienawiść nagle wylewa się gdzieś z ludzkich ciał i wlewa do nas drzwiami i oknami. Nagle w naszym kraju część społeczeństwa boi się wyjść z domu w obawie przed policją, a państwo daje prawo do swobodnego życia tylko wybranym przez siebie.

Sophie nie była Polką, nie była też tym „wstrętnym elgiebetem”. Ale ktoś obrał ją sobie za wroga, którego należy zniszczyć.

Wczoraj nasze wspaniałe państwo przy pomocy mediów publicznych jeździło po muzykach, edukatorach seksualnych czy osobach innej narodowości niż polska. Dzisiaj ma problem z kolorami tęczy. Jutro może uwziąć się na wegetarian czy nauczycieli… Nie możemy tego traktować jako dyskryminacji konkretnej grupy. Bo tych grup jest więcej – i będą nowe.

Musimy także zrozumieć, że stacja telewizyjna losując sobie wroga na konkretny miesiąc dla jednych jest śmieszna, ale dla innych jest wyznacznikiem działania. Niektórzy łapią ten cały negatywny vibe.

To, co możemy zrobić to jednostkowe wyzbycie się w sobie nienawiści. Nie pozwolić, żeby strach przeradzał się w agresję.

Problemem naszego społeczeńswa jest też podejście do wielu spraw – ich bagatelizowanie. Jako osoba, która doznała przemocy w szkole nie mogę obojetnie przejść wokół opowieści typu „dzieciaki się pobiły” czy „nie za bardzo odnalazła się w tym środowisku, bo jest taka delikatna” albo „dostałem w mordę, to było załatwienie sprawy po męsku”. Fajnie wygląda bójka na korytarzu, kiedy odpalimy sobie amerykański serial na Netflixie. A jeśli do filmu zatrudnimy Winonę Ryder, to nastolatek biegający z pistoletem też będzie wyglądał cool.

Łzawy film o śmierci Sophie też oglądało się po prostu dobrze, bo był wzruszający, bo poruszył opinię publiczną. Poza tym postać bystrej pani detektyw zrobiła tam swoje. Myślę, że twórca kolejnego filmu mógłby zarobić jeszcze wiecej pieniędzy, jeśli do roli dobrego policjanta zatrudniłby Jessiego Martina, który będzie jadł hot dogi i dzielił sie pączkami z biednymi dzieciakami z sąsiedztwa. Wypuścimy kolejną produkcję z przesłaniem, opartą na rzeczywistej, tragicznej historii. To się sprzeda i ludzie po wyjściu z kina może przez chwilę będą smutni. Może jedna na sto osób będzie mieć nawet jakieś przemyślenia.

Tylko nikomu nie zwróci to życia, zdrowia fizycznego ani psychicznego. Sophie nie pójdzie na studia i nie weźmie ślubu, dzieciak pobity przez kolegów w szkole do końca życia będzie mieć traumę, a klasowy kozioł ofiarny po nieudanej próbie samobójczej pozostanie sparaliżowany od pasa w dół. Możemy kręcić kolejne „Filadelfie”, a Bono z U2 znowu dostanie fuchę przy robieniu piosenki o miłości i tolerancji.

To nic nie zmieni, jeśli nie zastanowimy się nad sobą.

Gdybym miała wymienić rzeczy, za które dotknęła mnie przemoc fizyczna lub słowna w moim nastoletnim i studenckim życiu… Oto one: ubieram się pewnie trochę inaczej niż 70% Polaków, nie jem mięsa, pochodzę z zamożnej rodziny, mam tatuaże, gram metal, jestem z Warszawy, zależy mi na nauce i karierze zawodowej oraz sportowej. Więcej grzechów nie pamiętam… Tylko jakoś niczego nie załuję.

Powiecie, że nie wymieniłam nic, za co można kogoś wyzywać, wyśmiewać, zabierać mu pieniądze na lunch, bić? Że niektóre z tych rzeczy są nawet fajne?

No to uwaga: można za to kogoś nienawidzić. I naprawdę ciekawi mnie za co jeszcze można kogoś niszczyć z tej nienawiści. Żyjemy w kraju, gdzie osoba ubrana w sposób „niecodzienny” jest „dziwakiem”, a osoba w jeansach i białej koszulce ” żałosnym normikiem”. Ktoś bogaty to „wredny banan” co „pewnie nakradł od biednych”, a ktoś biedny od razu jest „nieukiem” czy „nierobem”. Artystą być nie można, bo to przecież złe, niepotrzebne, do tego niszczy się moralność młodzieży. Ale lepiej nie być „korposzczurem”, bo to boomerskie wyrabianie awansu i praca na zły kapitalizm. Bycie dyrektorem korporacji jest jeszcze gorsze i powinno się lepiej przeczytać tego „Robin Hooda”. Sprzedawać marchewki na bazarku też nie można, bo to robią tylko „nieuki” co im się „nie chciało zdać liceum”. Na uniwersytecie też lepiej się nie wychylać, nie robić nauki tylko zaliczać rok – inaczej będzie się miało wrogów wśród niektórych wykładowczyń czy wykładówców i wtórujących im kolegów z roku, którzy nazwą Cię „kujonem” czy „japiszonem”.

Ktoś mi powie, że przesadzam, że przecież kiedyś rasizm był większy, kobiety mniej wyzwolone, a „murzyna” nazywało się „po imieniu i nikt nie robił o to problemu”. A to wszystko, o czym piszę, to takie tylko drobiazgi i błahostki. No i obrażają się o to jacyś „nadwrażliwcy”, ci to zawsze mają problem. No i jeszcze te feministki, te to w ogóle życia nie znają i myślą, że jak stworzą 68 płeć to będzie jakaś równość!

Otóż mordeczko, powiem Ci coś – życie składa się z tych „błahostek” tych „głupotek”. Życie nie polega tylko na wielkich czynach – a w większości na małych rzeczach właśnie. Małe rzeczy znaczą bardzo wiele i tak samo wiele zmieniają.

Dla Ciebie rzucenie nieprzyzwoitego dowcipu będzie jak nic. Tak o, powiesz sobie coś, z czego nawet zaśmieje się ziomal przy piwku. Ale ktoś inny słysząc nieprzyjemny dowcip, dyskryminujący tekst, czytając hejterski komentarz w mediach społecznościowych może poczuć się z tym bardzo źle. Jedna osoba się obrazi, inna wyskoczy ze wściekłą odpowiedzią… ale jeszcze inna może próbowac coś sobie zrobić. Nie chcesz mieć na sumieniu czyichś pociętych rąk? Nie chcesz zobaczyć nekrologu swojej koleżanki, wobec której rzuciłeś żart o gwałcie?

To może mordo po prostu uważaj co robisz. A jeśli kogoś obrazisz, to nie idź w zaparte, nie wyśmiewaj tej osoby, nie nazywaj „nadwrażliwą”. Lepiej po prostu przeproś i spytaj dlaczego ją uraziłaś/uraziłeś. Spytaj też co możesz zrobić lepiej. I nie oceniaj odpowiedzi. Czasami lepiej po prostu uznać, że ten kolega z 6 klasy miał prawo czuć się źle przez żarty o „Żydach i cyklistach”, a koleżanka, na którą krzyknęłaś w emocjach miała prawo się rozpłakać publicznie. Ludzie mają różne doświadczenia, różne rodzaje wrażliwości oraz kompletnie odmienne poziomy wtrzymałości psychicznej. A nienawiść niszczy obecnie zbyt wiele niewinnych osób.

Uwierz mi, nie chcesz być ich oprawcą.

Pamięci Sophie Lancaster i solidarnie ze wszystkimi, którzy doznają przemocy.

2 comments

  1. Tata · 13 sierpnia, 2020

    Pozmieniałaś mi w głowie bardzo wiele. Jestem z Ciebie dumny.❤️❤️❤️

    Polubienie

Dodaj komentarz